+1
pierscien 23 listopada 2016 22:56
Uzależnieni od podróżowania...
Wszystko zaczęło się w 2013 roku kiedy wraz z moją obecną narzeczoną udaliśmy się na 4 dni do Madrytu. Głównym celem wyjazdu była wizyta na Santiago Bernabeu i mecz Realu Madryt. Wtedy też ostatni raz to my wybraliśmy kierunek podróży... Później decydował za nas los i wpisy na Fly4free. O większości miejsc w które jechaliśmy, nigdy wcześniej nie myśleliśmy jako cel naszego wyjazdu. Wszystko działo się spontanicznie, Jeszcze w tym samym roku byliśmy w Norwegii (8zł w dwie strony) Sztokholmie (7zł w dwie strony), Londyn za 78 zł (oj bolał wtedy ten wydatek). I tego typu podróże starczały nam przez dwa lata. Powoli zaczęliśmy pomijać stolice wybierając bardziej wypoczynkowe miejsca: Cypr, Zakynthos, Keffalonia, Santorini, Majorka, Gruzja, Sardynia, Lanzarote, Fuertaventura i kilka innych o których teraz nie pamiętam. Po jakimś czasie to też przestało wystarczać. Po pewnym czasie orientujesz się że wszystkie te miejsca są do siebie bardzo podobne... Chcesz więcej, czyli dalej i jeszcze bardziej egzotycznie. Z pomocą znowu przyszło Fly4Free: "Brazylia z Europy od 740zł" - Brazylia? Przyznam się że poza RIO i Amazonią nie byłem w stanie za wiele wyobrazić sobie o tym kraju. Nigdy nie myślałem że będę w Brazylii. Po kilku minutach już mieliśmy bilety. To było rok temu.

Dokładnie trzy miesiące po powrocie, jak co wieczór studiowanie tablicy na FB i ... RPA+Tajlandia z Europy od 282 Euro... W RPA już kiedyś byłem, i wiedziałem że będę chciał tu wrócić. Mimo że spędziłem wtedy tu ponad miesiąc czasu to nie zobaczyłem za wiele. Do Azji nigdy nas nie ciągnęło, jednak jest to aż nadto zachwalany kierunek, więc może warto spróbować. Po 15 minutach namysłu, a dokładniej wybrania odpowiedniej daty bilety były na naszym mailu ;)

Bagaż podręczny górą!
Praktycznie na każdy wyjazd jesteśmy w stanie się spakować w bagaż podręczny, często na wyjazd zabieramy również namiot, wtedy też nie mamy problemu z pakowaniem. Tym razem chyba przeszliśmy samych siebie, bo lecąc na 23 dni zostało nam jeszcze trochę nie wykorzystanej przestrzeni :)

Tak wyglądają nasze bagaże

A tu wspomniana wolna przestrzeń.


Oby do celu...
Nasz wyjazd składa się z dwóch etapów - bardzo szczegółowo zaplanowanego pobytu w RPA oraz mniej zorganizowanej wyprawy do Azjii. Dziwne połączenie to fakt, ale i tym razem zadecydował za nas los: https://www.fly4free.pl/rpa-i-tajlandia-1209-pln/. Na początek czekała nas podróż do stolicy Włoch. W dzisiejszych czasach podróż do Rzymu nie różni się dużo logistyką od wyjazdu do Wrocławia. W Rzymie wylądowaliśmy po 14, a kolejny lot mamy o 23:45 - męczące? Pewnie tak, ale można też wykorzystać ten czas na kolejny spacer po Rzymie, pizze i stopniowe przyzwyczajanie się do wyższych temperatur :)



Dalej czekał nas nocny 5 godzinny lot liniami Ethipioan Airlines - do Addis Abeba - pierwszy raz mieliśmy okazję lecieć Boeingiem 787 czyli Dreamlinerem. Szczerze mówiąc nie odczuliśmy dużej różnicy pomiędzy innymi samolotami. Bardzo nam się podobał za to zielony wystrój wnętrza samolotu (jesteśmy fanami zielonego). W Addis Abeba mieliśmy krótki transfer i można było wreszcie wsiąść do samolotu lecącego już do stolicy RPA (5 godzinny lot).





Na obydwu lotach było bardzo małe obłożenie, przez co mogliśmy się spokojnie wyspać. To ważne bo podczas lądowania w Johannesburgu, minęło ponad 24h od momentu kiedy wyszliśmy z domu a przed nami do przejechania było jeszcze 500km...



Afryka kojarzy się głównie ze zwierzętami. Taki cel również postawiliśmy sobie na początek naszej przygody na czarnym lądzie. Oczywiście dzikie zwierzęta nawet w Afryce nie biegają wolno po ulicy. Aby je zoabczyć trzeba udać się do specjalnych rezerwatów gdzie żyją one własnym życiem z większą lub mniejszą ingerencją człowieka. Parków na terenie RPA jest bardzo dużo. Ten najpopularniejszy to Kruger Park i tam też postanowiliśmy się udać...

Bezpieczeńśtwo

Wiele osób ostrzegało nas przed wyjazdem do RPA ze względów bezpieczeństwa. Przez cały wyjazd nie mieliśmy żadnej niebezpiecznej sytuacji, nie potwierdza to bezpieczeństwa w tym kraju - jednak przy zachowaniu zdrowego rozsądku jest naprawdę miło i przyjemnie. Ciemnoskórzy mieszkańcy RPA byli zawsze pomocni, uśmiechnięci i chętni do rozmów. Potrzeba tylko chwilę czasu aby przyzwyczaić się do nowej sytuacji kiedy często jako jedyni mieliśmy biały kolor skóry w zasięgu wzroku. Warto też dodać że wszyscy mówią po Angielsku co znacząco poprawia komunikację i szybkość porozumienia się.

No to w drogę...
Na lotnisku w Johannesburgu odebraliśmy wcześniej zarezerwowane auto. (rezerwowaliśmy przez economycarrentals.com - wynajem na 4 dni kosztował nas 243zł z firmą FirstCarRental). Wynajmując auto trzeba pamiętać że w RPA ruch odbywa się po lewej stronie. Mieliśmy już wcześniej takie doświadczenia z Cypru więc jakoś specjalnie się tym nie przejmowaliśmy. Mniej więcej po 10km można było już poczuć się dobrze za kierownicą. Trochę dziwnie lewą ręką zmieniać biegi ale to też po krótkim czasie nie stanowi problemu. Poruszając się po innych krajach zawsze korzystamy z telefonu z wgraną mapą do nawigacji. Byłem już wcześniej w RPA i wiedziałem że drogi tu są co najmniej odpowiednikiem zachodniej europy, jednak przy drugiej wizycie twierdze że są z przodu. Ruch jest bardzo duży, jednak płynny. Często są 4 pasy, inni kierowcy przewidywalni i zawsze Cię wpuszczą kiedy potrzebujesz. Po kilku godzinach spędzonych w Rzymie, to jakby ktoś przywrócił normalność świata. Przed udaniem się do Kruger Parku (400km na północ od Johhanesburga), postanowiliśmy jeszcze wybrać się do Safari&Lion Park obok Johhanesburga (Lanseria). Jest to coś na kształt ZOO jakie znamy w Polsce jednak zwierzęta oglądasz ze swojego samochodu (w opcji jest również przejazd specjalnym samochodem w którym siedzi się wyżej, dzięki czemu więcej widzisz i bez szyby za to z kratką). Lwy oglądasz z zaledwie kilku metrów co robi niesamowite wrażenie. Były też żyrafy, zebry, strusie czy antylopy. Za dodatkową opłatą 60 randów (~20zł) możesz jeszcze pobawić się z małym gepardem lub małymi lwami. Tą atrakcję polecamy każdemu. Stanąć oko w oko z gepardem (nawet małym) robi niesamowitę wrażenie. Małe lwy były już całkiem wyrośnięte, ciężko było się z nimi "pobawić" ponieważ ich reakcję były mało przewidywalne. Nad bezpieczeństwem panował ich opiekun w parku. Głównie to one bawiły się między sobą, od czas do czasu podgryzając innych uczestników tej atrakcji :) To jeden z fajniejszych punktów naszej wycieczki.



Po tym wszystkim udaliśmy się na północ RPA w kierunku Kruger Park. Do przejechania mieliśmy ponad 400km, dochodziła 18 a nam minęło już 30h od wyjścia z domu. Duża część drogi stanowi autostrada (płatna) przez co podróż mija ekspresowa. O 22:15 meldujemy się w Shoe House. Niestety nie było widać żeby ktokolwiek tuaj jeszcze był na nogach. Domy w RPA są ogrodze drutami kolczastymi, często jest znak TEREN PRYWATNY - Wchodzisz na własną odpowiedzialność i znaczek broni palnej. W sumie już chcieliśmy spać w samochodzie, jednak poszukiwania łazienki pomogły nam zlokalizować odpowiednie wejście i dobudzić właścicielkę która wpuściła nas na naszą kwaterę. Nie spędzimy tu dużo czasu bo już o 7 opuściliśmy nocleg i udaliśmy się w kierunku Kruger Park. Wcześniej jednak przejeżdżamy drogą panoramiczną. To głównie kanion rzeki Blyde który robi dobre wrażenie. Niestety pogoda nam nie sprzyja i jest dość pochmurno. Jesteśmy na wysokości 1400m i podobno trzeba mieć dużo szczęścia żeby trafić tu słoneczną pogodę. Jednak gdyby ktoś miał okazję to warto urozmaicić podróż do Kruger Parku o kanion rzeki Blyde. Kolejną atrakcją na drodze panoramicznej jest God Window - widok na płaskowyż. Jednak z powodu coraz większych chmur odpuszczamy tą atrakcję, chmury są tak nisko że odległość spada do kilkunastu metrów - jest mgła.



Udajemy się do Graskop i popularne naleśniki u Harrego. Potwierdzamy że są całkiem niezłe :)



Po tych wszystkich atrakcjach mogliśmy w końcu udać się do naszego głównego celu pierwszej części wyjazdu Kruger Parku. To największy (300km x 60km) i najpopularniejszy rezerwat z dzikimi zwierzętami w RPA. Na teren parku można wjechać przez specjalne bramy rozstawione co kilkadziesiąt kilomterów. Cały park jest ogrodzony. Po parku można jeździć swoim samochodem - jednak obwiązuje kilka zasad. Najważniejsze to ograniczenie predkości do 50 km/h na droga asfaltowych i 40km/h na szutrowych, na terenie parku nie można wychodzić z samochodu, oczywisty wydaję się również zakaz karmienia zwierząt, nie można również jeździć po zmierzchu - wszystkie te rzeczy podlegają kosztownym mandatom. Trzeba też pamietać że jesteśmy gośćmi w świecie zwierząt, i musimy się zachowywać tak jakby nas nie było.

W końcu! W końcu przekroczyliśmy bramy parku. Czytaliśmy w relacjach z parku, żeby od Safari nie oczekiwać zbyt wiele i należy uzbroić się w cierpliwość. Po kilku kilometrach spotykamy schowane antylopy, stajemy fotografujemy - robią wrażenie! Później okazuje się że Antylopy są wszędzie, są to zwierzęta które zdecydowanie najczęściej spotykamy w parku. Za chwilę widzimy jakiś staw, tam muszą być zwierzęta! Widzimy Hipopotamy, głównie nurkujące, ale mamy szczęście bo dwa spacerują. Później już widzieliśmy je tylko z lekko wynurzoną głową.



Dalej spotykamy słonia, też jest gdzieś schowany, ale spędzamy przy nim trochę czasu. Później okazuje się że słonie też będziemy często spotykać. Odległości do pokonania w parku nie są duże, ale przez wolne tempo i częste przystanki trzeba brać trochę zapasu czasowego. Docieramy do Skukuzy. Na terenie parku znajduje się kilka obozów w których można spędzić noc, coś zjeść, kupić czy nawet zatankować. Drugą opcją jest spanie poza parkiem, i dojeżdżanie do parku. My nie mogliśmy sobie odmówić spania na terenie zwierząt. W zależności od funduszy do wyboru jest miejsce namiotowe, nocleg w obozowym namiocie rozstawionym na stałe (i tą opcje wybraliśmy my), są również zwykłe domki lub nawet wille z basenem.



Wokoło ciągle słychać odgłosy ptaków, a wieczorem odgłosy się nasilają. Każdy camp organizuje wyjazdy ze swoimi przewodnikami (wycieczki fakultatwyne). Do wyboru jest kilka opcji, my na początek wybraliśmy nocne safati specjalnym odkrytym samochodem.

#iimg19

W nocy nie można jeździć własnym samochodem więc postanowiliśmy spróbować tej atrakcji. Na Safari jest bardzo ciemno. Do okoła nas w promieniu kilkudziesięciu kilometrów nie ma żadnej latarni. Drogę rozświetlają nam dwa reflektory skierowane z dwóch stron pojazdu. Jest nas 16 osób więc szanse na przegapienie zwierzęcia są naprawdę małe. Przed wyjazdem przewodnik opowiada o poszukiwaniu zwierząt i porównuje to do gry. Uprzedza że podczas 2 godzinnej jazdy możemy nie spotkać żadnego zwierzaka. W dzień ciężko jest dostrzeć zwierzęta, ale w nocy zadanie to staję się naprawdę wymagające... Nagle widzimy królika... Jedziemy dalej... STOP STOP! To Nosorożec - przedstawiciel wielkiej piątki! Później spotkaliśmy jeszcze kilka antylop oraz ptaków. Niestety podczas naszej jazdy zaczęło mocno padać, wtedy zwierzęta zmniejszają swoją aktywność i można je spotkać głównie leżącę, co dodatkowo utrudnia ich tropienie. Wracamy do campu po 22 i odrazu kładziemy się spać.

Rano aktywność zwierząt jest największa, dlatego nas też czeka wczesna pobudka. Słońce wstaje przed piątą, a bramy campu otwierane są o 4:30. Niestety pogoda nie jest najlepsza, przez całą noc bardzo mocno padało. Przynajmniej nasze auto jest czyste jak w momencie odbioru na lotnisku. Będąc w Kruger Parku najbardziej chcesz zobaczyć lwa. Jest to trudne lecz możliwe. Za każdym rogiem, masz nadzieje że uda się go wytropić. Tak naprawdę na zobaczenie zwierząt masz szansę gdy znajduje się on do 10m od drogi. Często występuje wysoka roślinność która ogranicza widoczność. Drugiego dnia udało nam się zobaczyć jeszcze więcej słoni, w tym małych które robią wrażenie. Były też małpy oraz pawiany. Przed ósmą wróciliśmy do obozu by złapać jeszcze 2 godziny snu.



W całym RPA tylko w Kruger Parku występują zagrożenie malarią. To jedyna rzecz przed którą postanowiliśmy się zabezpieczyć przed wyjazdem. Podobno w okresie wiosennym jest największa aktywność owadów (bo to one mogą nas zarazić), my jednak przez cały pobyt w parku nie spotkaliśmy ani jednego komara. Tabletki jednak jedliśmy jak lekarz przykazał. Jest to początek podróży więc woleliśmy nic nie złapać na resztę drogi. Tego dnia za to... ugryzło mnie coś przypominającego naszą pszczołę. Coś zostawiło w ręce i odleciało. Szybko to wyciągnąlem po czym otworzyliśmy google (na terenie campu jest nawet wi fii :)) Pierwsza rzecz jaką należy zrobić to: nie wyciągać ręcznie żądła :) Dalej przeczytaliśmy iż mimo że afrykańskie pszczoły mają przydomek zabójcy doskonałego to potrzebowałyby do tego dużo więcej ukąszeń. Na terenie campów są nawet lekarze.



My ruszamy dalej do kolejnego obozu - Lower Sabie. Deszcz ustał, temperatura nie dokuczała więc zwierząt też było więcej. Były żyrafy, nosorożec, guziec (Pumba z Króla Lwa), zebry, bawoły, krokodyl, nosorożce i gepard - co prawda śpiący na drzewie tak że bardzo trudno było go dostrzeć ale był!



Po południu wyruszyliśmy na kolejną zorganizowaną wycieczkę przez obóz - jazda przy zachodzie słońca. Nad Krugerem dalej były gęste chmury więc o zachodzie słońca nie mieliśmy co marzyć. Naszym przewodnikiem tym razem była kobieta, która przypominała strażniczkę parku jaką znamy z bajek. Trzeba przyznać że miała oko do zwierząt. Mimo iż na samochodzie siedziało 8 osób to ona jako pierwsza zauważała zwierzęta, godząc to z prowadzeniem pojazdu. Zatrzymywaliśmy przy wszystkich napotkanych zwierzętach, a nasz przewodnik chętnie opowiadało napotkanych zwierzętach, ich zachowaniach i cechach charakterystycznych. Widzieliśmy wiele zwierząt w tym kolejnego nowego: Jeżozwierza. Gdy wracaliśmy do obozu, było już całkowicie ciemno. Nagle nasza przewodniczka przyspieszyła, krzycząc przy tym: Leopard! Gwałtowne hamowanie, i naszym oczom ukazał się wędrujący gepard! WOW! W końcu jakiś drapieżnik. Mimo iż widzieliśmy go przez chwilę robi niesamowite wrażenie. Widać jak pewnie czuję się na safari.



Po powrocie do obozu, standardowo szybkie przygotowanie do spania. Kolejnego dnia mieliśmy wkupioną jeszcze jedną atrakcję - poranny spacer po buszu. Na samą myśl o tym tętno szybciej biło. Przez ostatnie dni jeździliśmy po Kruger Parku i ani przez chwilę nie mogliśmy opuścić samochodu. Teraz będziemy tam chodzić na dwóch nogach przez 3 godziny. WOW! Pobudka jak to na safari... 3:45. Wyjazd o 4:15. Wiadomo aktywność zwierząt z rana jest największa - znamy to na pamięć :)

Razem z nami w pieszym safari bierze udział 6 Anglików. Pierwszy raz przewodnikiem jest człowiek o białym kolorze skóry. Pomaga mu strażnik parku. Na początku zasady: Nie rozmawiamy (zwierzęta mają dużo lepszy słuch od nas), idziemy jeden za drugim, nie robimy przerw między sobą, słuchamy przewodnika, i najważniejsze: co by się nie działo nie uciekamy! Na Safari biega tylko pożywienie. Ale nie wiem czy ktoś miałby na tyle silne nerwy żeby nie zacząć biec na widok jakiegoś drapieżnika. Na początek wyjeżdżamy kilka kilometrów od parku terenowym samochodem. W końcu nad Kruger Park widać czyste niebo! Zobaczymy wschód słońca na safari! Juuuhu! Jak zwykle przed każdą atrakcją przewodnik uprzedza że możemy nie zobaczyć zwierząt. My też nie spodziewamy się za wiele, w końcu na nogach pokonamy dużo mniejszy dystans niż samochodem.

Po kilku minutach jazdy w oddali widać żyrafy, antylopy i Lwy siedzące na drodze! Jest! Jeszcze się nie obudziliśmy a już taka atrakcja! Emocje w górę! Lwy na nasz widok wstały i zainteresowały się żyrafami które było widać w zasięgu 200 metrów. Nasz przewodnik się rozejrzał, zerknął jeszcze przez lornetkę i wyszedł z samochodu. Lwy ciągle były w zasięgu wzroku. Otworzył drzwiczki uczestników i zaprosił do wymarszu. Myśleliśmy że to żart, przecież lwy są od nas 200 metrów! Przewodnik zaczyna uspakajać, że to najlepsza okoliczność. Lwy już znalazły swoje śniadanie i nie będą nami zainteresowane. Średnio nas to uspokoiło ale głupio teraz zostać w samochodzie. Żyrafy przestały jeść, i zaczęły wpatrywać się co robią lwy... one szły jak prawdziwy zabójca, nie gonią ofiary. Krok po kroku zbliżały się do żyraf. Straciliśmy je z oczu, zobaczyliśmy za to popłoch żyraf i ich galop. Nie wiemy czy którąś dorwały bo było ich co najmniej osiem. My dalej kontynuowaliśmy swój marsz co jakiś czas zatrzymując się przy zwierzętach, ich odchodach czy roślinach. Żadna książka czy film nie przedstawi Ci tyle faktów na temat życia zwierząt co osoba która 24h/7 spędza w parku. Po drodze spotkaliśmy jeszcze słonie, nosorożca, zebry, bawoły, guźca - naprawdę było tego bardzo dużo. Był też jakiś mały zwierz którego nie zidentyfikowaliśmy.

Po 2 godzinach zatrzymaliśmy się i był czas na mały piknik. Przed wymarszem przewodnik rozdał nam dwa plecaki - w jednym była apteczka w drugim śniadanie. Bardzo fajny akcent naszej wyprawy. Każdy postój uświadamiał nam ile zwierząt jest w okół nas i ile ich przegapiasz jadąc samochodem. Usiedliśmy na połamanym drzewie, po kilku minutach okazało się że pod korą kryjówkę ma wąż. Przewodnik mówi żeby na niego uważać, po ukąszeniu mamy godzinę aby dostać się do szpitala... nikt już nie siedział do końca postoju :) Idziemy dalej... chwila rozluźnienia, już nikt nie pamięta o lwach z początku wyprawy. Dokoła jest tak pięknie! Zielono, zwierzęta, rośliny ptaki....Na koniec spotykamy jeszcze nosorożca który wyraźnie jest nami zainteresowany, zwierzęta atakują ludzi tylko wtedy kiedy czują się zagrożono więc raczej jesteśmy bezpieczni. Jeden z przewodników poszedł na koniec naszej grupy (do tej pory szli razem z przodu). W sumie nikt nie zwrócił na to uwagi. Po 10 minutach doszliśmy do naszego auta zostawionego gdzieś przy bocznej drodze parku. Wtedy dopiero przewodnik powiedział nam że nosorożec miał na nas ochotę i żebyśmy się odwrócili.... wiecie co tam był? ten sam nosorożec. Szybko wskoczyliśmy do samochodu i za chwilę mogliśmy ruszać do obozu. Nasi przewodnicy byli wyposażeni w broń, na wypadek ataku zwierząt. Pytaliśmy ich, czy kiedyś mieli sytuację w których musieli jej użyć. Odpowiedzieli przecząco, raz zdarzyło się strzelać w powietrze co wystarczająco odstraszyło agresora.
O ósmej wróciliśmy do ośrodka po 4 godzinach buszowania w buszu :)



Jeżeli mielibyśmy polecacie atrakcje na terenie parku, to zdecydowanie trzeba zaliczyć piesze safari, i warta przeżycia jest również jazd przy zachodzi słońca - wtedy zaliczamy jazdę za dnia (ok 1,5h), jazdę przy zachodzącym słońcu i na koniec ok. 30 minut w ciemności. Nocne Safari jest dla prawdziwych koneserów. Łatwiej spotkać drapieżniki, ale poza tym bardzo mało widać.

W tle widać odchodzącego lwa, wspomnianego przy relacji z pieszego safari. Pierwszy odruch to zwykła obserwacja, dopiero później chwyciliśmy za smartfona


Krótka drzemka, i czeka nas ostatni dzień na safari... Ostatniego dnia pogoda w końcu nam dopisała. Słońca było naprawdę dużo, a widoki przepiękne. Udało nam się jeszcze raz zobaczyć geparda, multum słoni, żyraf, zebr, antylop, bawołów, nosorożców a także... żółwie :) Było prześwietnie, i bramy Parku Kruger opuszczaliśmy w pełni usatysfakcjonowani!



Podsumowanie pierwszego etapu:
- Warszawa-Rzym Wizzair 80zł
- Lotnisko-Rzym-Lotnisko 8 Euro
- Wynajęcia auta w Johannesburgu na 4 dni: 243zł
- Nocleg Shoes House: 155zł
- Autostrada: ok. 60zł/OW
Kruger Park:
Rezerwacja: https://www.sanparks.org/
- Nocleg 175zł/dzień/2os.
- Nocne safari: 71zł/os
- Safari przy zachodzie słońca: 85zł/os
- Piesze Safari przy wschodzie słońca: 155zł/os
- Spędzona noc na terenie parku: 94zł/os
Jedzenie:
- Burger z frytkami: 19zł
Pozostałe produkty bardzo zbliżone ceny jak w Polsce.

Link do części drugiej: Cape Town: https://pierscien.fly4free.pl/blog/2636/podroz-marzen-cz-2-cape-town/
Link do części trzeciej: Nurkowanie z rekinami: https://pierscien.fly4free.pl/blog/2642/podroz-marzen-cz-3-nurkowanie-z-rekinami/
Link do części czwartej: Dubai: https://pierscien.fly4free.pl/blog/2670/podroz-marzen-cz-4-dubai/

Dodaj Komentarz